Chroniczny wstyd jest pozostałością po udaremnionej próbie sięgnięcia po więź z drugim człowiekiem. Szczególnie wtedy, gdy byliśmy w swoim najdelikatniejszym egzystencjalnie stanie (w momencie swojej bezbronności, słabości lub samotności). Wstyd może się w nas odłożyć na bardzo długo również, gdy ktoś dla nas ważny wytrąci nas nagle z iluzji omnipotencji (a stan omnipotencji to wewnętrzny stan dziecięcy, również paradoksalnie bardzo kruchy).
Wstyd jest doznaniem głęboko somatycznym. Częściej towarzyszy mu znieruchomienie, paraliż, a nie – napięcie, zmobilizowanie, impulsywnosc. Zrobimy jednak wiele, by nie czuć związanej ze wstydem zapaści, możemy wtedy przykrywać wstyd rozzłoszczeniem, zabieganiem, permanentną kontrolą. Wstyd może stać też u podłoża szerszej „alergii” na czucie (również doznań przyjemnych).
Wstyd nie jest reakcją, którą można „rozładować”. Wstydu nie pozbędziemy się poprzez ruch (ciała, emocji, myśli). Nie jesteśmy w stanie poznawczo „wykasować z siebie” doznania dojmującego zawstydzenia. Wstyd „roztapia” się w uczuciu więzi, w doświadczeniu przynależności, w pozwoleniu sobie na bycie zobaczonym w całości przez kogoś innego. Czasami „empatycznym świadkiem” naszego wstydu jest drugi człowiek, czasami nasza wewnętrzna opiekuńcza część, czasami wstyd wintegrowuje się w poczuciu łączności z naturą/siłą wyższą.
Nie jest celem terapii/rozwoju osobistego całkowite pozbycie się wstydu. Dobre życie mieści w sobie również uczucia niewygodne. W terapii chcemy, by wstyd nie miał ostatniego słowa i byśmy zorganizowali opowieść o sobie wokół innego rdzenia niż zawstydzenie.
Trzymam za Ciebie (i za mnie) w procesie zaopiekowania wstydu kciuki.