Somatic Experiencing uczy mnie o konieczności łagodnego przejścia między jednym stanem (np. intensywnej pracy) a drugim (np. wejściem w kolejne, zupełnie nowe zadanie). Nie możemy kumulować pobudzenia na szczycie poprzedniego pobudzenia. Układ nerwowy potrzebuje się zorientować, że skończyła się potrzeba mobilizacji energii zanim zajmie się nowym zadaniem. Dopełnienie zaangażowania – odpoczynek – nowe zaangażowanie – odpoczynek. Tak wygląda zdrowy tryb spożytkowywania naszej energii.
Układ nerwowy potrzebuje sygnałów świata zewnętrznego, że nie musi się już wysilać (zanim będzie się wysilał znów). To może być prosta zmiana ubrań z tych „pracowych” na domowe. To może być herbata oddzielająca czas dyżuru od „po dyżurze”. Książka przed snem. Spacer z psem. Spokojne oddechy. Wiadomość wysłana do przyjaciółki „już jestem w domu”.
Trochę inaczej jest po skrajnym zagrożeniu (cały czas potrzebujemy sygnałów do zakończenia mobilizacji, ale też i czegoś więcej). Po doświadczeniu czegoś ekstremalnego nasze ciała, nasze emocje i nasze głowy potrzebują poczucia triumfu. Psychofizjologicznie triumf to ucieleśnione poczucie „udało mi się uciec”, „zdążyłam na samolot!”, „zostałam zaatakowana w internecie, ale zmobilizowałam się do sięgnięcia po pomoc”, „krzyknęłam na napastnika i on wycofał się”. W ludzkim świecie triumf to również radość po zdanej maturze, łzy ulgi po wyczerpującym nas naszym własnym weselu, poczucie życia i radości po przebytej chorobie.
Bez triumfu układ nerwowy nie wie, kiedy skończyć mobilizowanie energii. Nie wie, że już koniec zagrożenia.
Wyczerpany mobilizowaniem energii ponad miarę, wchodzi w stan odrętwienia, letargu, ospałości, chronicznego zmęczenia. I może z niego nie wyjść bardzo długo. Żyjemy wtedy tylko w połowie, wegetujemy.
Zadbaj dziś o swoje łagodne przejścia i o doświadczenie triumfu.
Pielęgnuj znaki, że coś trudnego się skończyło.
Odblokowuj energię zamiast ja marnotrawić.