Ostatnio mocno zajmuje mnie pytanie, jak spokojnie zestarzeć się wykonując zawód, do którego mam zarówno kwalifikacje, ogrom związanych z nim doświadczeń, odrobinę talentu i przekonanie, że wykonywanie go ma sens. Innymi słowy: jak wykonywać zawód terapeuty traumy bez ignorowania jego kosztów i pamiętając, że poza pracą jest całe niezawodowe życie domagające się mojej obecności, żywotności, a nade wszystko zdrowia.
Lubię słowo „reflektowanie” odnośnie mojej zawodowej aktywności. Pokazuje ono, że refleksja to czasownik odmieniony w trybie niedokonanym przez wszystkie czasy: przeszły, teraźniejszy, przyszły. Bez reflektowania nie ma dojrzewania w zawodzie, który wykonuję („dojrzewanie” nota bene to także psychologicznie czasownik). Reflektowanie się robi. Nieustannie, żarliwie, bez taryfy ulgowej wobec siebie, ale równocześnie z miłością.
W zawodzie psychoterapeuty potrzebujemy bowiem stale aktualizować pytania:
– kim w mojej pracy jestem? (i to nie tylko formalnie, ale też psychologicznie – jaką relacyjną rolę biorę na siebie?)
– po co robię to, co właśnie robię?
– kto lub co decyduje o tym, że robię rzeczy w taki sposób, jak to robię?
– co mi uwiera?
– co mnie w moim zawodzie karmi?
Uwielbiam swój zawód. I równocześnie z każdym „sezonem” pracy orientuję się, że mogę wykonywać go już tylko oszczędniej, w mniejszej intensywności i wolniej. I choć wiem już, że nie wesprę na drodze zdrowienia od traumy ku pełniejszemu życiu każdego, kto będzie się do mnie z tym tematem zgłaszał, chcę ten zawód wykonywać nadal. By to robić nie mogę już jednak niczego przeoczać i w nic się wewnętrznie (lub zewnętrznie) wikłać. Oto moje przemyślenia w tym temacie z ostatniego roku. To przemyślenia bardzo osobiste (nie uzurpuję sobie nimi prawa do uniwersalności tych refleksji), ale mam nadzieję, że i Was zaproszą do refleksji i odnalezienia na nowo zagubionego rytmu.
1. Terapeuty traumy nie wykańczają wcale godziny jego pracy i niekoniecznie aż tak mocno przytłaczają go traumatyczne gabinetowe opowieści (a przynajmniej nie to jest najważniejszym elementem wypaleniowej układanki). To co najbardziej wypala terapeutę traumy to jego wzorce myślenia o sobie w relacjach i jego sposoby postrzegania swojej pracy. Dlatego też praca nad wypaleniem zawodowym lub – mam nadzieję, że w Waszym przypadku – jego profilaktykę rozpoczynamy od zmiany naszego świata wewnętrznego. Bez przyjrzenia się temu, jak konstruujemy opowieść o sobie i o tym, co się światu od nas należy – nie wyzdrowiejemy. Możemy na chwilę wprowadzić zdrowe nawyki i wkładać mnóstwo wysiłku w zmianę na zewnątrz, ale koniec końców wewnętrzna presja wykończy nas do tego stopnia, że zdrowe nawyki porzucimy. Zmiana zewnętrzna bez przesunięć w świecie wewnętrznym to po prostu zmiana dekoracji, a nie napisanie scenariusza na nowo.
2. Jeśli widzimy siebie jako ratownika innych ludzi, będziemy się coraz bardziej wytężać i nadwyrężać w służbie innych. Nie da się jednak w pracy terapeuty traumy pracować na kredyt swoich psychicznych i fizycznych możliwości. Można pracować tylko w warunkach wymiany – coś daję, ale mam też możliwość pozyskania energii z innych egzystencjalnie miejsc. W przeciwnym wypadku jadę prosto na czołowe zderzenie z życiem.
3. Często – w sytuacji stresu – uruchamia się w nas się impuls, by ze stresu poradzić sobie poprzez robienie czegoś więcej: jeśli jest mi ciężko w pracy – potrzebuję więcej superwizji; jeśli wychodzę z gabinetu przytłoczona – muszę coś koniecznie więcej o psychoterapii przeczytać (a co najmniej kupić książkę), która mi źródło tego przytłoczenia wyjaśni. W przypadku obciążenia w pracy potrzebujemy jednak wielokrotnie nie wytężonego działania, a zatrzymania działania i pobycia z samym sobą.
- Nie zmienia nas determinacja, a wewnętrzna harmonia.
- Nie zmienia nas wytężanie się, a porządkowanie.
- Nie zmienia nas realizowany z zaciśniętymi zębami plan działania, a zaniechanie działania, by móc się ze sobą spotkać.
- Nie zmienia nas rozpisany w chwilach manii algorytm działania i gorączkowej zmiany, a współczucie i szczerość wobec samych siebie. A potem nieustępliwość we wdrażaniu odkryć naszej duszy w nasze materialne życie.
4. Reaktywność terapeuty jest w tym zawodzie jego największym wrogiem. Wielu obecnych terapeutów to kiedyś sparentyfikowane dzieci. Będą na czyjś ból reagowali tak, jakby ten ból miał zniszczyć ich samych (to jest zresztą idea parentyfikacji – ratuję mojego rodzica przed nim samym, bo rozpad emocjonalny rodzica zagraża mojemu przetrwaniu jako dziecka). Czyjeś cierpienie nie jest jednak naszym cierpieniem. Czyjeś cierpienie nie jest też wezwaniem do naszej pracy ponad siły. Najważniejsze, co mamy w tej pracy to zreflektowany wybór swojego działania wobec cierpiącej osoby i uszanowanie zarówno jej sprawczości, jak i aktualnej niegotowości do wprowadzania zmian (jeśli takowa występuje).
5. Nasze emocje, sny, fantazje, momenty chorowania i osłabienia to nasz najważniejszy psychoterapeutyczny uniwersytet. To z nich będziemy się uczyć najwięcej o tym, jak pozwoliliśmy się swojej pracy zapędzić w kozi róg. I jak możemy w naszej pracy oraz wraz z naszą pracą rozkwitać.
6. Bardzo trudno jest wyłaniać się ku sobie w świecie, który zalewa nas gotowymi wzorcami zawodowej tożsamości. Innym w internecie (na żywo zazwyczaj zupełnie nie) przychodzi to przecież tak łatwo, bezwysiłkowo i błyskawicznie. Pracują krótkimi protokołami, mają idealny balans życie osobiste-praca, nie mają w procesach terapeutycznych utknięć. Czujemy się w świecie swoich wątpliwości, zatrzymań i bezradności osamotnieni i niekompetentni. I to powoduje jeszcze więcej wewnętrznej presji. Wyłanianie się siebie jako dojrzała jednostka – również w pracy zawodowej – to jednak proces bez dróg na skróty, wyboisty, czasami przerażający. I też bardzo powolny. Bycie dobrym terapeutą traumy to często wiele więcej niż zbadane przez naukowców 7 lat dojrzewania do roli eksperta w jakimkolwiek zawodzie. Stawanie się terapeutą traumy to nie jest linearny proces. To droga pełna egzystencjalnych powtórek, zadawania sobie tych samych pytań wielokrotnie w ciągu życia, trafiania na terapię własną, niekończących się rozmów z superwizorkami i mentorkami. I przede wszystkim droga zapełniona wielokrotnymi przystankami, podczas których nie działamy, ale rozglądamy się, co w naszym wnętrzu i w rutynie pracy domaga się zaopiekowania.
Praca psychoterapeuty traumy to nie jest łatwa praca.
Nie jest taka dla mnie.
Nie musi być taka dla Ciebie.
Piękne i ważne rzeczy niekoniecznie bywają proste.
Daj sobie na swoje zawodowe wzrastanie czas.
Trzymam za Ciebie w tym procesie dojrzewania mocno kciuki!
Sabina Sadecka
PS Zapraszam Cię też mocno do uczenia się ode mnie i wraz z wieloma osobami kształcącymi się w terapii traumy na kursie „Relacja. Integracja. Obecność. Pogłębiony kurs terapii traumy złożonej”. To kolejny etap edukowania o traumie, którego pierwszym był kurs „Ciało. Relacje. Zdrowienie. Kurs terapii traumy oparty o neurobiologię interpersonalną”. Kolejny taki dopiero za 2 lata ( choć w sumie jeszcze nie wiem dokładnie, czy i nie później).
PPS Nagrałam dla Was nowy odcinek podcastu ”Ładnie o traumie”. O higienie osobistej i traumie i ich wzajemnych fascynujących powiązaniach. Również zapraszam <3.