Jeśli trwamy w trybie przetrwania niemal całe nasze życie, pierwszym krokom wychodzenia z niego może towarzyszyć paraliżujący nas wstyd.
Jeśli kiedyś milczenie ratowało nam życie, mówienie głośno o tym, co nas boli może aktywować falę wstydu, lęku, a nawet nienawiści do siebie. Jeśli bycie miłą pozwalało mi przetrwać, pokazanie że za kimś nie przepadam może mnie zupełnie emocjonalnie zdezorganizować. Jeśli pracoholizm był moim egzystencjalnym kołem ratunkowym, odrzucenie go i pojechanie na urlop może mnie początkowo przytłoczyć.
Oczekujemy, że przełamywanie latami wykształconych strategii przetrwania przyniesie nam spokój i dobrostan. Przełamywanie ich to jednak ciężka praca. Ta praca otwiera nas po drodze na doświadczanie paniki, wstrętu, chęci ukarania siebie za to, że zdrowienie nie przychodzi nam bez trudu. Zalewają nas w drodze ku zdrowieniu straszne myśli. Dezorientujemy się co krok. Tracimy grunt pod nogami. Robimy jeden krok ku zdrowiu, a potem impulsywnie cofamy się w stare, znane, „bezpieczne” strategie unikania.
Jesteśmy wielowarstwowi. Krok w stronę integracji i zdrowienia może być bardzo bolesny. Wyjście ze swoich egzystencjalnych kryjówek może nas obnażać tak bardzo, że będziemy pragnęli na moment znów pogrążyć się w mroku.
Wejście w łączność z tym wstydem (i każdą emocją, która stoi na naszej drodze ku życiu w pełni, a nie tylko w zawężonym traumą fragmencie) to ważny etap zdrowienia. Przed czym próbuje nas ten wstyd tak gorączkowo uchronić? Jaka jest jego intencja odcinania nas od mojego życia? Gdzie na linii czasu ten wstyd ma swój początek i czego w tamtym momencie swojego życia ja tak bardzo potrzebowałem?
Szukajmy w emocjach informacji, nie decyzji.
Jeśli potrzebujemy przerwy od podejmowania wysiłków ku zdrowieniu, odpocznijmy.
Wróćmy, gdy będziemy gotowi.
I tak od nowa.
I tak już zawsze.
Mniej się już wstydzę, więc tu piszę! Ale co piszę? a czy to ważne, zostawiam te kilka literek jako ślad po sobie.
Dziękuję za taką okazję.
Julka